poniedziałek, 25 czerwca 2012

Rozdział 3

Dawno nie pisałam, co nie ?
Dlatego teraz dodaję trzeci rozdział z punktu widzenia Zośki... Zapraszam :3


Rozdział 3
Zofia
Obróciłam się jeszcze raz przygryzając dolną wargę. Tak, wciąż tam był. Stał jeszcze przez chwilę na chodniku po czym ruszył w przeciwnym kierunku. Westchnęłam lekko po czym skarciłam się w myślach. Jestem nie poważna… Znam, lub może nie znam człowieka od 5 minut a już wzdycham gdy o nim myślę… Naiwna, głupia… Nie ważne. Ważne, że gościu wyglądał naprawdę nieźle.
Duże, bursztynowe oczy z takim tajemniczym błyskiem, brązowe, dłuższe włosy, wyglądały na gęste. Jasna jednak nie blada cera, bardzo wysoki i jeszcze słucha takiej samej muzyki co ja…  Uśmiechnęłam się do siebie i zatrzymałam pod domem. Odstawiłam rower przy garażu i wbiegłam do domu.


- Jestem! – krzyknęłam z uśmiechem rzucając plecak na podłogę. Pobiegłam schodami na poddasze do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku i od razu włączyłam muzykę. W głośnikach rozbrzmiewało Evanescence „Bring me to life” … Zamknęłam powieki wsłuchując się w wspaniałą muzykę.
- How can you see into my eyes like open doors?  - nuciłam wyłączając myśli.
 
Zaraz jednak z
krainy marzeń, snów i fantazji, gdzie gra moja ulubiona muzyka wyrwała mnie jedna, frustrująca myśl. Praca domowa.
Z cichym westchnieniem dezaprobaty wstałam i przeklinając pod nosem zaczęłam rozpakowywać plecak. Z ważniejszych i trudniejszych zadań był tylko język polski… No ale cóż, zadanie to zabijało mnie jak tylko o nim myślałam. A ja musiałam je jeszcze zrobić…
W przypływie złości rzuciłam zeszytem o ścianę nad łóżkiem. Otworzyłam szafę i zaczęłam przeglądać wiszące na wieszakach ubrania. Miałam w końcu iść na imprezę, co nie?
Wyciągnęłam zieloną, krótką sukienkę do połowy ud i przyłożyłam do ciała. Spojrzałam w wielkie, stojące lustro po drugiej stronie pokoju. Wyglądałabym w niej szałowo, oczywiście gdybym szła na dyskotekę w szkole. Wywróciłam oczami i rzuciłam ją na łóżko. Kolejna sukienka, czerwona. Pamiętam, że kiedyś wyglądałam w niej świetnie, ale potem przefarbowałam włosy i nie wygląda to już tak ładnie. Kolejna sukienka wylądowała na łóżku…
Moją uwagę przykuł jednak żółty materiał, wystający spomiędzy dwóch kurtek. Z zaciekawieniem wyciągnęłam sukienkę i zaczęłam ją oglądać. Bez ramiączek, z marszczeniami przy dekolcie. Z tyłu wiązana jak gorset, na boku wielka, twarda kokarda. Wyzywająco krótka. Kupiłam ją już dawno temu kompletnie o niej zapominając. Nie czekając ani chwili dłużej założyłam wspaniałe, żółte cudeńko by zaraz potem obejrzeć się w lustrze. Cudownie! Marszczenia powiększały mi optycznie piersi a odsłonięte nogi wydawały się być dłuższe.
Chwyciłam dużą, czarną klamrę i spięłam włosy w wysoki kok, odsłaniając długą szyję. Nałożyłam lekki makijaż po czym zeszłam na dół po żółte szpilki mamy. Miałam zamiar zabrać je niezauważona i szybko czmychnąć do pokoju. I gdy już miało mi się udać…
- Wybierasz się gdzieś? – usłyszałam stanowczy głos za swoimi plecami.
Wzięłam głęboki oddech i ze sztucznym uśmiechem odwróciła się by ujrzeć niezbyt wysoką szatynkę. Miała zielone, duże oczy i cienkie usta. Bardzo ciemna karnacja zlewała się z szarymi i czarnymi strojami sportowymi jakie nosiła w domu. Bladość i rude włosy odziedziczyłam po ojcu. Dopiero dwa lata temu zmieniłam kolor włosów na krwisto czerwone.
- Tak, na imprezę urodzinową Ady… - odparłam niepewnie za wszelką cenę usiłując schować buty mamy za plecami. – A co ?
- Nie, nic… Wiesz, że jutro idziesz do szkoły, prawda?
Skinęłam głową powiększając  uśmiech.
- To oznacza żadnego picia, nadmiernego wygłupiania się i robienia innych, głupich rzeczy dla niepotrzebnego szpanu, rozumiesz?
 Znów tylko kiwnięcie głową.
- I nie wyjdziesz z domu, dopóki nie odrobisz wszystkich lekcji, młoda panno….
- Ale mamo…- zaczęłam protestować jednak zbyła mnie szybkim ruchem ręki.
- Nie masz jeszcze osiemnastu lat by samodzielnie decydować o tym co będziesz robić a co nie. Wciąż jesteś moim dzieckiem co oznacza, że w moim interesie jest zapewnić ci odpowiednie życie. Nie będę jednak tolerować pod tym dachem nieuków i nie wykształconych dzieciaków, które wychodzą wieczorem a wracają rano… Dwa dni później.
- Mamo – zaczęłam spokojnym jednak stanowczym głosem. – Nie porównuj mnie proszę, do mojego brata.
- Darek to porządny człowiek, Zofio. I nie chodziło mi o niego… - skłamała mama. Widząc jednak mój przenikliwy i niedowierzający wzrok uniosła ręce do góry z cichym westchnieniem. – Dobra, możliwe, że chodziło mi właśnie o twojego brata… Nie zmienia to jednak faktu, że zanim osiągnął pełnoletniość był porządnym człowiekiem.
Pokiwałam tylko sarkastycznie głową. W głębi duszy chciałam, żeby mama skończyła to kazanie i w końcu sobie poszła, żebym mogła skutecznie przemycić te wspaniałe szpilki do mojego pokoju.
Nagle drzwi wejściowe przed, którymi stałam otworzyły się uderzając mnie w plecy. Syknęłam z bólu i odskoczyłam nie zdając sobie sprawy, że teraz mama może dojrzeć skarb, który chowałam za plecami. Jednak nie to ją teraz interesowało…
- O wilku mowa… - prychnęła obserwując niebywale wysokiego szatyna wchodzącego do domu. Miał ciemną cerę i świetnie umięśnione ciało. Na sobie miał założoną skurzaną kurtkę i białą koszulkę oraz ciemne jeansy. Do tego motocyklowe buty. Miał 19 lat, czyli był ode mnie starszy tylko 2 lata, bo ja miałam 17. Nikt nigdy pewnie nie pomyślałby, że jesteśmy rodzeństwem gdyby nie fakt, że obydwoje jesteśmy strasznie wysocy i mamy szmaragdowe oczy.
- Uderzyłeś mnie – burknęłam pocierając wolną ręką łopatki. – Bolało.
- I co z tego ? – spytał wywracając oczami. – Dobrze ci tak…
- Co proszę? -  warknęłam. – Mamo, czy ty to słyszałaś?
Ta jednak tylko zbyła mnie ręką i podeszła do mojego brata wąchając jego rzeczy. Bardzo śmiesznie wyglądała, taka mała przy nim.
- Gdzie byłeś ? – spytała podejrzliwym tonem.
- U Wojtka – odpowiedział bez wahania.
- U Wojtka byłeś wczoraj. Gdzie byłeś tej nocy… I czemu nie wróciłeś wczoraj do domu?
- Powiedziałaś, że mam nie wracać do domu pijany więc… - uniósł ręce do góry w poddańczym geście ze złośliwym uśmiechem na twarzy. – Oto jestem! Trzeźwy…
- Do swojego pokoju – mruknęła. Widząc jednak, że chłopak ani drgnął szarpnęła go za kurtkę. – Już!
Darek uśmiechnął się do mnie przebiegle i machając nam obu na pożegnanie wbiegł po schodach na górę. Ja również zaczęłam się skradać z nadzieją, że mi również pozwoli odejść. Nic bardziej mylnego …
- Nie tak szybko, moja panno. Czy to nie są aby moje buty?
Wywróciłam oczami i oddałam żółte śliczności mamie.
- Mogę już iść? – spytałam nie patrząc na nią. W duchu czułam się przegrana.
- Tak, zmykaj już.
Uśmiechnęłam się i pobiegłam na górę. Wyciągnęłam z szafki wszystkie zeszyty i te, w których była praca domowa albo chowałam albo wyrywałam strony. Moje spojrzenie powędrowało w stronę wygiętego zeszytu pod ścianą. Język polski…. Burknęłam jakieś przekleństwa i schowałam go pod łóżko. Z tryumfalnym uśmiechem chwyciłam torebkę, w której były wszystkie najbardziej potrzebne rzeczy i zaczęłam po cichu schodzić na dół. Uśmiech powiększył się gdy zobaczyłam żółte buty stojące na pufie. Przyśpieszyłam kroku i chwyciłam je już w biegu. Wyleciałam z domu jak z procy i usiadłam na murku zakładając szpilki.
Uśmiechnięta już od ucha do ucha ruszyłam na imprezę urodzinową koleżanki.

2 komentarze:

  1. Świetne :-)
    Wreszczie się czegoś dowiadujemy o rodzinie Zośki :-)
    Evanescence <3
    xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń