Rozdział 2
Eliasz
Na moje szczęście dzisiaj był ostatni dzień rozpakowywania… Co prawda, przeprowadziliśmy się z jednego krańca miasta na drugi ale nawet to sprawiło, że czułem się tu obco…
Jednak nie tylko to tak na mnie działało, że miałem ochotę uciec… Może to wydać się dziecinne, ale bolał mnie fakt, że nie ma tu mojej mamy… Na jej wspomnienie aż ścisnęło mnie w sercu… Jej śmiech nigdy nie odbije się od ścian tego domu i nie rozbrzmi echem w jego murach. Tak bardzo chciałbym ją teraz mieć przy sobie. Jeszcze raz powtórzyć ten ostatni dzień. Może gdybym był inny… Może gdybym powiedział wtedy „nie” zamiast „tak”… Ale czasu nie cofnę…
Zmęczony rzuciłem się na łóżko w moim pokoju i włączyłem laptopa. Pierwsze co zrobiłem to oczywiście moja play lista. Przyjemny dreszcz przebiegł moje ciało gdy usłyszałem stary, dobry kawałek Guns’n’Roses „Don’t cry” …
Uśmiechnąłem się do siebie i sprawdziłem e-maile. Kilka reklam i nic więcej. Odłożyłem laptopa ustawiając dźwięk na najgłośniejszy i położyłem się zamykając oczy. Nie dane mi jednak było zrelaksować się. Bowiem na dole rozległ się huk rozbijającego się szkła i przekleństwa mojego ojca.
Wywracając oczami i klnąc pod nosem zbiegłem na dół by zobaczyć go tam, leżącego na ziemi i oblanego piwem. Próbował wstać jednak był tak pijany, że nawet to mu nie wychodziło. Dłonie ślizgały mu się po mokrej podłodze co jakiś czas natrafiając na nowy odłamek szkła – pozostałość po butelce.
- Tato, uspokój się – powiedziałem próbując mu pomóc co było dość trudne. Ojciec był bowiem wyjątkowo ciężki. Ja pomimo swojego chuderlawego wyglądu też wcale nie byłem jakimś mięczakiem. O nie… Po prostu patrząc na ojca traciłem siły.
- Zostaw mnie – mamrotał przyćmiony alkoholem. – Idź sobie, dam radę.
- Nie tato, nie dasz. – Pociągnąłem go za koszulkę mając nadzieję, że to coś da. – Chodź, położysz się.
- Powiedziałem zostaw mnie, szczeniaku – warknął odpychając mnie z taką siłą, że uderzyłem o szafkę w kuchni. Ból sprawił, że zmrużyłem powieki i jęknąłem cicho. Wstałem z ziemi i przetarłem policzek czując spływającą po nim krew.
- Jesteś chory – syknąłem idąc do łazienki.
- Nie jestem chory! – krzyknął mój ojciec.
- Jesteś … Jesteś alkoholikiem… Odkąd zmarła mama masz wszystko gdzieś… - Zamknąłem drzwi od łazienki i spojrzałem w lusterko. Nie było aż tak źle jak się spodziewałem.
Brązowe, długie włosy były trochę potargane a przez policzek przebiegała mała, niegroźna ranka. Chwyciłem chusteczkę i zmoczyłem ją w chłodnej wodzie po czym przemyłem okolice rany a następnie samą ranę. Przeczesałem włosy grzebieniem i zmieniłem bluzkę przesiąkniętą zapachem alkoholu na jakąś świeższą. Wyszedłem z łazienki i ruszyłem w stronę drzwi wyjściowych. Po drodze zobaczyłem, że ojciec wciąż próbuje wygramolić się z kuchni.
- Synek, przepraszam – mamrotał zachowując się jakby był w ciemnym pomieszczeniu. – Tak bardzo, bardzo cie przepraszam. Eliasz, synuś… Chodź tu i mi pomóż…
- Pod jednym warunkiem – szepnąłem z nadzieją, chodź wiedziałem, że warunek ten i tak nie będzie spełniony.
- Co tylko zechcesz…
- Wytrzeźwiej… - zrobiłem krok do przodu.
- Dobrze wiesz, że nie mogę … - jęknął płaczliwym głosem. – To mi pomaga…
- A więc gnij sobie tam dalej – warknąłem i wyszedłem na zewnątrz.
Nie znałem jeszcze terenów więc ruszyłem przed siebie z nadzieją, że znajdę jakieś ustronne miejsce, w którym będę mógł pobyć chwilę sam… Idąc rozglądałem się na boki oglądając nową okolicę. Było tu cicho i spokojnie, same domki… Gdy nagle usłyszałem krzyk jakieś dziewczyny i nim zdążyłem się odwrócić leżałem już na ziemi przygnieciony czyimś rowerem. Niestety nie udało mi się zobaczyć twarzy dziewczyny, ponieważ jakikolwiek widok przysłoniły mi jej ostro czerwone włosy.
Ta na szczęście szybko się podniosła i zabrała rower przez co mi również udało się podnieść. Przyjrzałem się jej uważnie. Miała na sobie czarne jeansy i białą bluzkę z jakimś napisem. Czerwone włosy, które sięgały do ramion bardzo jej pasowały i gdyby nie fakt, że dzieci nie rodzą się z takimi włosami mógłbym powiedzieć, że są naturalne. Do tego jeszcze te śliczne, zielone oczy… Przyznaję, była bardzo ładna. Jednak, chwila… Czy ona przypadkiem nie wjechała przed chwilą we mnie rowerem?
- O boże, tak bardzo cie przepraszam… Jaki wstyd – jęknęła patrząc na mnie błagalnie. – Nie zauważyłam cie, miałam słuchawki w uszach i …
- Nie szkodzi – uśmiechnąłem się do niej promiennie. Normalnie pewnie teraz prowadziłbym tu jakąś zażartą dyskusję jednak gdy widzi się taką ładną dziewczynę serce po prostu mięknie… Ciekawe ile może mieć lat… Siedemnaście? Osiemnaście?
- Jak to nie szkodzi – jęknęła przerażona. – Zobacz co ci tu zrobiłam – wskazała mój policzek, na którym była ranka zadana przez ojca. – Jestem beznadziejna. Tak bardzo, bardzo cie przepraszam.
- Oh, to – odruchowo dotknąłem policzka. – Nie martw się, to nie ty mi to zrobiłaś…
- Naprawdę? – spytała niepewnie. – Więc się nie gniewasz?
- Nie – pokręciłem głową i czując dziwny przypływ odwagi wyciągnąłem rękę. – A tak na marginesie, Eliasz jestem, miło mi.
- Zośka – uśmiechnęła się podając mi swą szczupłą, delikatną dłoń. Bransoletki z jej nadgarstka zsunęły się lekko sprawiając, że pozostał tam nieopalony pasek. – Mi również, Eliaszu.
Jej uśmiech sprawił, że zrobiło mi się gorąco. Nie był to jeden z tych podstępnych uśmiechów dziewczyn, którymi zaciągały chłopców do łóżka. Nie… Ten był przyjazny, szczery, pełen ciepłych uczuć.
- Czego słuchasz? – spytałem wskazując słuchawki.
- Alice Cooper „School’s out” – zaśmiała się i jej wzrok przeniósł się na moją koszulkę z logo AC/DC. – Widzę, że siedzimy w tym samym klimacie.
- Ciekawe … - mruknąłem przyjaźnie.
Zaśmiała się tylko i spojrzała gdzieś ponad moim ramieniem.
- Najmocniej cie przepraszam, ale muszę już iść… Moja koleżanka ma dzisiaj wieczorem imprezę urodzinową i muszę się jeszcze przebrać…
- Jasne, rozumiem – utorowałem jej miejsce a ona weszła na rower i uśmiechnęła się do mnie.
- To cześć, Eliaszu – szepnęła. – Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.
- Również mam taką nadzieję, Zofio… - szepnąłem już bardziej do siebie patrząc jak ta młoda ślicznotka już jedzie…
Eliasz
Na moje szczęście dzisiaj był ostatni dzień rozpakowywania… Co prawda, przeprowadziliśmy się z jednego krańca miasta na drugi ale nawet to sprawiło, że czułem się tu obco…
Jednak nie tylko to tak na mnie działało, że miałem ochotę uciec… Może to wydać się dziecinne, ale bolał mnie fakt, że nie ma tu mojej mamy… Na jej wspomnienie aż ścisnęło mnie w sercu… Jej śmiech nigdy nie odbije się od ścian tego domu i nie rozbrzmi echem w jego murach. Tak bardzo chciałbym ją teraz mieć przy sobie. Jeszcze raz powtórzyć ten ostatni dzień. Może gdybym był inny… Może gdybym powiedział wtedy „nie” zamiast „tak”… Ale czasu nie cofnę…
Zmęczony rzuciłem się na łóżko w moim pokoju i włączyłem laptopa. Pierwsze co zrobiłem to oczywiście moja play lista. Przyjemny dreszcz przebiegł moje ciało gdy usłyszałem stary, dobry kawałek Guns’n’Roses „Don’t cry” …
Uśmiechnąłem się do siebie i sprawdziłem e-maile. Kilka reklam i nic więcej. Odłożyłem laptopa ustawiając dźwięk na najgłośniejszy i położyłem się zamykając oczy. Nie dane mi jednak było zrelaksować się. Bowiem na dole rozległ się huk rozbijającego się szkła i przekleństwa mojego ojca.
Wywracając oczami i klnąc pod nosem zbiegłem na dół by zobaczyć go tam, leżącego na ziemi i oblanego piwem. Próbował wstać jednak był tak pijany, że nawet to mu nie wychodziło. Dłonie ślizgały mu się po mokrej podłodze co jakiś czas natrafiając na nowy odłamek szkła – pozostałość po butelce.
- Tato, uspokój się – powiedziałem próbując mu pomóc co było dość trudne. Ojciec był bowiem wyjątkowo ciężki. Ja pomimo swojego chuderlawego wyglądu też wcale nie byłem jakimś mięczakiem. O nie… Po prostu patrząc na ojca traciłem siły.
- Zostaw mnie – mamrotał przyćmiony alkoholem. – Idź sobie, dam radę.
- Nie tato, nie dasz. – Pociągnąłem go za koszulkę mając nadzieję, że to coś da. – Chodź, położysz się.
- Powiedziałem zostaw mnie, szczeniaku – warknął odpychając mnie z taką siłą, że uderzyłem o szafkę w kuchni. Ból sprawił, że zmrużyłem powieki i jęknąłem cicho. Wstałem z ziemi i przetarłem policzek czując spływającą po nim krew.
- Jesteś chory – syknąłem idąc do łazienki.
- Nie jestem chory! – krzyknął mój ojciec.
- Jesteś … Jesteś alkoholikiem… Odkąd zmarła mama masz wszystko gdzieś… - Zamknąłem drzwi od łazienki i spojrzałem w lusterko. Nie było aż tak źle jak się spodziewałem.
Brązowe, długie włosy były trochę potargane a przez policzek przebiegała mała, niegroźna ranka. Chwyciłem chusteczkę i zmoczyłem ją w chłodnej wodzie po czym przemyłem okolice rany a następnie samą ranę. Przeczesałem włosy grzebieniem i zmieniłem bluzkę przesiąkniętą zapachem alkoholu na jakąś świeższą. Wyszedłem z łazienki i ruszyłem w stronę drzwi wyjściowych. Po drodze zobaczyłem, że ojciec wciąż próbuje wygramolić się z kuchni.
- Synek, przepraszam – mamrotał zachowując się jakby był w ciemnym pomieszczeniu. – Tak bardzo, bardzo cie przepraszam. Eliasz, synuś… Chodź tu i mi pomóż…
- Pod jednym warunkiem – szepnąłem z nadzieją, chodź wiedziałem, że warunek ten i tak nie będzie spełniony.
- Co tylko zechcesz…
- Wytrzeźwiej… - zrobiłem krok do przodu.
- Dobrze wiesz, że nie mogę … - jęknął płaczliwym głosem. – To mi pomaga…
- A więc gnij sobie tam dalej – warknąłem i wyszedłem na zewnątrz.
Nie znałem jeszcze terenów więc ruszyłem przed siebie z nadzieją, że znajdę jakieś ustronne miejsce, w którym będę mógł pobyć chwilę sam… Idąc rozglądałem się na boki oglądając nową okolicę. Było tu cicho i spokojnie, same domki… Gdy nagle usłyszałem krzyk jakieś dziewczyny i nim zdążyłem się odwrócić leżałem już na ziemi przygnieciony czyimś rowerem. Niestety nie udało mi się zobaczyć twarzy dziewczyny, ponieważ jakikolwiek widok przysłoniły mi jej ostro czerwone włosy.
Ta na szczęście szybko się podniosła i zabrała rower przez co mi również udało się podnieść. Przyjrzałem się jej uważnie. Miała na sobie czarne jeansy i białą bluzkę z jakimś napisem. Czerwone włosy, które sięgały do ramion bardzo jej pasowały i gdyby nie fakt, że dzieci nie rodzą się z takimi włosami mógłbym powiedzieć, że są naturalne. Do tego jeszcze te śliczne, zielone oczy… Przyznaję, była bardzo ładna. Jednak, chwila… Czy ona przypadkiem nie wjechała przed chwilą we mnie rowerem?
- O boże, tak bardzo cie przepraszam… Jaki wstyd – jęknęła patrząc na mnie błagalnie. – Nie zauważyłam cie, miałam słuchawki w uszach i …
- Nie szkodzi – uśmiechnąłem się do niej promiennie. Normalnie pewnie teraz prowadziłbym tu jakąś zażartą dyskusję jednak gdy widzi się taką ładną dziewczynę serce po prostu mięknie… Ciekawe ile może mieć lat… Siedemnaście? Osiemnaście?
- Jak to nie szkodzi – jęknęła przerażona. – Zobacz co ci tu zrobiłam – wskazała mój policzek, na którym była ranka zadana przez ojca. – Jestem beznadziejna. Tak bardzo, bardzo cie przepraszam.
- Oh, to – odruchowo dotknąłem policzka. – Nie martw się, to nie ty mi to zrobiłaś…
- Naprawdę? – spytała niepewnie. – Więc się nie gniewasz?
- Nie – pokręciłem głową i czując dziwny przypływ odwagi wyciągnąłem rękę. – A tak na marginesie, Eliasz jestem, miło mi.
- Zośka – uśmiechnęła się podając mi swą szczupłą, delikatną dłoń. Bransoletki z jej nadgarstka zsunęły się lekko sprawiając, że pozostał tam nieopalony pasek. – Mi również, Eliaszu.
Jej uśmiech sprawił, że zrobiło mi się gorąco. Nie był to jeden z tych podstępnych uśmiechów dziewczyn, którymi zaciągały chłopców do łóżka. Nie… Ten był przyjazny, szczery, pełen ciepłych uczuć.
- Czego słuchasz? – spytałem wskazując słuchawki.
- Alice Cooper „School’s out” – zaśmiała się i jej wzrok przeniósł się na moją koszulkę z logo AC/DC. – Widzę, że siedzimy w tym samym klimacie.
- Ciekawe … - mruknąłem przyjaźnie.
Zaśmiała się tylko i spojrzała gdzieś ponad moim ramieniem.
- Najmocniej cie przepraszam, ale muszę już iść… Moja koleżanka ma dzisiaj wieczorem imprezę urodzinową i muszę się jeszcze przebrać…
- Jasne, rozumiem – utorowałem jej miejsce a ona weszła na rower i uśmiechnęła się do mnie.
- To cześć, Eliaszu – szepnęła. – Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.
- Również mam taką nadzieję, Zofio… - szepnąłem już bardziej do siebie patrząc jak ta młoda ślicznotka już jedzie…
młoda ślicznotka xD
OdpowiedzUsuńmyślałam że z perspektuey Eliasza to nie będzie jakieś ciekawe, ale jest i to bardzo :)
czekam na więcej :)
Ciekawie się zapowiada. :) Wpadłam gościnnie i chyba zagoszczę tu na dłużej. :) Zapraszam do siebie :)
OdpowiedzUsuńwww.blackloneliness.blogspot.com