środa, 13 czerwca 2012

Rozdział 1

A oto i pierwszy rozdział.... Zapraszam do lektury:


Rozdział 1
Zofia
Siedziałam na pięknej, zielonej trawie i jadłam soczyste, białe winogrona. Lekki wiaterek sprawiał, że moje czerwone włosy powiewały lekko zasłaniając mi ramiona a sukienka w kolorze kości słoniowej falowała w stałym rytmie. Przymykając powieki wzięłam głęboki wdech czując jak słodkie, ciepłe powietrze wypełnia moje płuca.
Odgarnęłam dłońmi włosy i poprawiłam naszyjnik w kształcie serca, który zawsze nosiłam. Był otwierany, z miejscem na zdjęcie. Jednak ja nigdy nie znalazłam Tego Jedynego, którego zdjęcie mogłabym włożyć do środka…
Położyłam się na miękkiej trawie patrząc w niebo. Gdy nagle wspaniały widok zasłoniła wysoka, chuda jak patyk nauczycielka polskiego.
- Zofia! Zofia Sojko!

Otworzyłam oczy i rozejrzałam nieprzytomnie dookoła. Siedziałam na krześle, o wiele twardszym od trawy, w klasie humanistycznej. Wszyscy patrzyli na mnie z zaciekawieniem a ja mogłam tylko mieć nadzieję, że nie zaśliniłam zeszytu.
- Tak, proszę pani? – spytałam nieco sennym głosem szukając wzrokiem ewentualnego wsparcia. – Coś się stało?
- Pytasz się czy coś się stało? – warknęła nauczycielka uderzając dłonią o ławkę.
Miała dzisiaj na sobie długą, brązową spódnicę w dziwne, indiańskie wzory i białą koszulę. Na szyi zawiesiła sobie chyba 4 albo 5 różnych naszyjników, korale, srebro, złoto… Siwe, rzadkie włosy spięła w kok na czubku głowy, z którego zdążyły powypadać już pojedyncze kosmyki. Jej twarz zdawała się być przystosowana do grymasów. Miała wiecznie ściągnięte brwi, zmarszczki na czole i zapadnięte policzki. Usta tworzyły cienką, prostą linię, która prawdopodobnie nigdy nie wykrzywiła się w uśmiechu.
- Spałaś na mojej lekcji, Zofio. Nie chce mi się wierzyć, że życie i dokonania Henryka Sienkiewicza są aż tak nudne…
Po klasie przeszedł cichy chichot zaraz jednak przygłuszony przez skrzek polonistki.
- Na jutro moja droga, masz przynieść pracę pisemną na temat co najmniej trzech dzieł Sienkiewicza.
Jęknęłam błagalnie wyobrażając sobie już jak będzie wyglądało moje popołudnie.
- Mam nadzieję, że nie ściągniesz wszystkiego z Internetu – syknęła wracając do swojego biurka. – Sprawdzę to.
- No ale proszę pani… Miałam naprawdę ciężką noc. Niech mi pani odpuści – prosiłam wiedząc, że mój los został już osądzony.- Bardzo panią proszę.
- Nie, i koniec. To moje ostatnie słowo – powiedziała dumnie unosząc głowę. – Masz coś jeszcze do powiedzenia?
- Jędza – szepnęłam kładąc głowę na stole.
- Odręcznie, moja panno – dodała siadając przy biurku. – I lepiej siedź cicho, chyba, że chcesz napisać jeszcze wypracowanie na temat „Antygony” Sofoklesa, której z pewnością nie przeczytałaś.
Wywróciłam oczami i mruknęłam jakieś przeprosiny. Westchnęłam ciężko i spojrzałam do zeszytu mojej przyjaciółki żeby zobaczyć co już napisali. Na moje szczęście, pani dopiero zaczynała dyktować notatkę.
- Czemu mnie nie obudziłaś? – szepnęłam z wyrzutem patrząc prosto w jej niebieskie oczy. Asia, bo tak miała na imię dziewczyna, którą znałam już od drugiej klasy podstawówki, była bardzo ładną dziewczyną. Miała długie, jasne włosy, które kręciły się trochę przy końcówkach. Była dość blada i zawsze opalała się na czerwono, więc omijała plażę szerokim łukiem. Zwłaszcza teraz, pod koniec roku szkolnego, nasze wagary ograniczały się do lodziarni w centrum, podczas gdy wszyscy uciekali nad jezioro.
Dzisiaj miała na sobie ciasną, wydekoltowaną czerwoną tunikę i czarne spodenki. Jasne rzęsy podkreśliła tuszem a usta pomalowała bezbarwnym błyszczykiem.
Zawsze zazdrościłam jej urody, chodź sama w sumie nie prezentowałam się najgorzej…
Miałam czerwone, pocieniowane włosy z grzywką na bok. Duże, zielone oczy robiły z nimi świetny kontrast. Otaczały je grube, wywinięte, czarne rzęsy, których nigdy nie musiałam malować, bo już wyglądały dość kokieteryjnie. Gładka cera, w kolorze kremowego brązu i długie, umięśnione nogi to coś, na co wszyscy zwracali uwagę. Biustu nie miałam zbyt dużego, jednak włosy i nogi z pewnością odwracały stosownie uwagę…
- Wyglądałaś tak słodko, że nie potrafiłam – parsknęła cichym śmiechem. – Oj, daj spokój. To już koniec roku. Z polaka i tak wychodzi ci pięć, więc czemu narzekasz? Jedna pała ci wpadnie, nic się nie stanie.
- Czy ty właśnie sugerujesz żebym nie robiła karnej pracy domowej? – spytałam z sarkazmem. – Oszalałaś, tak ?
Aśka tylko wywróciła oczami i poprawiła bluzkę, która zdążyła już odkryć prawie cały stanik. Wyciągnęła lusterko z piórnika i sprawdziła czy jeszcze nie rozmazała tuszu. Na szczęście, nic takiego się nie stało.
- A więc? – spojrzała na mnie z konspiracyjnym uśmiechem. – Będziesz dzisiaj?
- Nie wiem – jęknęłam. – Wolałabym jednak napisać tą pracę z polaka...
- Po co? – wywróciła oczami. – Zostały dwa tygodnie szkoły a ty będziesz pisać wypracowanie?
Westchnęłam i zaczęłam się pakować słysząc dzwonek. Zawiesiłam plecak na jedno ramię i ruszyłam w stronę wyjścia.
- Hej! Nie odpowiedziałaś! – krzyknęła Aśka próbując mnie dogonić.
- Przyjdę – mruknęłam i ruszyłam w stronę mojej szafki. – Mam inne wyjście? To w końcu urodziny Ady…
- No właśnie. Masz już prezent? Bo ja kupiłam jej zestaw seksownej bielizny – westchnęła rozmarzona. – Sama kupiłam sobie podobny komplecik, tylko, że inny kolor…
Posłałam jej pytające spojrzenie po czym przekręciłam kluczyk w mojej szafce. Zaczęłam wykładać książki wsłuchując się w jej jakże ciekawy monolog o tym, jak to widziała super seksownego chłopaka w sklepie ze stanikami, który akurat przypadkiem wszedł do jej przymierzalni i przypadkiem przewrócił się prosto na nią.
-… a jakie miał oczy – szepnęła robiąc rozmarzoną minę.
- Chłopak wpada ci do przymierzalni i zaczyna cie obmacywać a ty patrzyłaś się na jego oczy? Nie uważasz, że to dziwne? – spytałam zamykając szafkę i idąc do wyjścia ze szkoły.
- Jak zwykle pesymistka – prychnęła znowu poprawiając bluzkę. – A skoro już o tobie, jak tam Kuba?
- Asia, zerwaliśmy ze sobą miesiąc temu, a ty codziennie zadajesz to samo pytanie…
- A ty codziennie odpowiadasz tak samo: dobrze. – Wywróciła teatralnie oczami i uśmiechnęła się do grupki chłopców ze starszej klasy gdy wychodziłyśmy ze szkoły.
- Bo tak jest: dobrze. Nie wrócimy do siebie, na to nie licz…
Aśka tylko prychnęła i zakręciła biodrem co sprawiło, że miniona grupka zaczęła gwizdać i krzyczeć jakieś sprośne słowa. Wywróciłam oczami i spięłam włosy gumką podchodząc do mojego roweru.
- Jak wracasz? – spytałam odpinając rower.
- Autobusem – wywróciła oczami. - W taką pogodę nie jeżdżę rowerem. Za bardzo się pocę. To brzydko wygląda.
Westchnęłam i uśmiechnęłam się do niej współczująco.
- Następny autobus za 30 minut.
- Wiem – jęknęła. – To nic… Pogadam sobie z tymi miłymi kolesiami spod szkoły… 
- Jasne, rób jak uważasz… - przytuliłam ją i wsiadłam na rower. – Widzimy się wieczorem?
- Oczywiście – zaśmiała się. – Włóż coś ładnego.
Również się zaśmiałam i wyjechałam z terenu szkoły rozmyślając o tej strasznej gafie jaką było zaśnięcie na polskim. Skąd mogłam wiedzieć, że życie szykuje dla mnie jeszcze większą niespodziankę?

Zapraszam do komentowania...


4 komentarze:

  1. Wow. dobre :3. Podoba mi się. :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Książka zapowiada się świetnie :D już chce następne rozdziały :) :**

    OdpowiedzUsuń
  3. Pewnie sposób poglądu przez Zofie lepiej mi się spodoba. Ale czytam wszystko :D

    OdpowiedzUsuń